Jedzenie to naturalna i konieczna czynność człowieka. Mimo tego, że podtrzymuje przy życiu, jednocześnie może to życie zatruwać – np. osobom zmagającym się z zaburzeniem zwanym kompulsywnym odżywianiem. O swojej walce z uzależnieniem od jedzenia opowiada Paulina.
– Nie jestem gruba, ale nie o to tutaj chodzi. Problem jest taki, że kiedy napada mnie chęć jedzenia, jem dopóty, dopóki nie zrobi mi się niedobrze. Potem wydyma mi brzuch, jem tak przez dwa, trzy dni, po czym waga mojego ciała wzrasta. – żali się Paulina.
– Dlaczego tak jem? Ze stresu i uzależnienia. Tak, z uzależnienia – nazywam rzeczy po imieniu. Kiedy przychodzi poniedziałek i wiem, że mam ważne spotkanie w firmie oraz cały tydzień ciężkiej pracy przed sobą, mam ochotę zjeść wszystko, co mam w mieszkaniu. – Paulina pokazuje nam zawartość swojej szafki w sypialni: są tam ciastka, chrupki i orzeszki w czekoladzie. Na półce niżej papierki po słodyczach. Dziewczyna sięga do tej szafki po pracy, przed snem i rano, do czasu, aż „wielki głód” zostanie zastąpiony bólem brzucha. Dzień lub dwa po stresujących wydarzeniach wszystko wraca do normy i posiłki Pauliny wyglądają normalnie i zdrowo: są to gotowane warzywa, kurczak, zupy, ryby itd. Wszystko w niewielkich ilościach, cztery razy dziennie.
–Wtedy znów wracam do swojej wagi i nie mam problemu z jedzeniem, wcale mnie do niego nie ciągnie. Mam poczucie, że mogę kontrolować swój organizmem i jego potrzeby. Niestety, do czasu – przychodzi niedziela wieczór, zaczynam się stresować poniedziałkową prezentacją, poranną pobudką itd., więc wciągam popcorn . Potrafię zjeść go całą miskę i do tego dwie kanapki z jajecznicą plus duży kawałek ciasta. Wiem, że to nie jest dobre dla mojego zdrowia, dlatego próbuję z tym walczyć.
Jak na razie Paulina przyznaje, że jest to walka z wiatrakami. Napady głodu są silniejsze od niej, nie potrafi się powstrzymać. Jeśli w domu nie ma jedzenia, pójdzie po nie do sklepu nawet podczas wielkiej ulewy i burzy. Paulina próbuje zmusić się do wizyty u dietetyka, lecz boi się, że nie podoła, a to odbierze jej wiarę w siebie. Poza tym ćwiczy. W każdą środę i sobotę chodzi na siłownię.
– Ćwiczę tak intensywnie, że po treningu nie wiem, co się dzieje i przez następne dwie godziny jestem cała czerwona. To męczące fizycznie, ale dzięki temu wiem, że robię dla siebie coś zdrowego i tym samym oczyszczam sumienie.
Problemem Pauliny są nie tylko szkody dla zdrowia, lecz także dla ducha. Ze łzami w oczach przyznaje, że jest jej z tym okropnie, ponieważ wie, że nie ma żadnego wpływu na tę część swojego życia. Jedzenie nią rządzi. A najgorsze jest to, że nikt z jej rodziny nie wie o problemie.
– Nikomu nic nie powiem, to zbyt trudne – przyznaje. I to jest jej największy błąd, ponieważ pomoc kochającej osoby mogłaby okazać się skutecznym lekarstwem.