Dziewczyny, proszę o radę.
Tak w skrócie - Jestem już od paru lat w związku z facetem, którego z wzajemnością bardzo kocham (dwie połówki, nie wyobrażam sobie, że kiedyś spotkam lepszego mężczyznę). Jednak nie potrafimy razem żyć, w praktyce niszczymy sobie nawzajem życia, po prostu relacja ma parę toksycznych aspektów. Serce mówi, żebym walczyła o miłość i cieszyła się, że spotkałam takiego człowieka, rozum - że muszę odejść, zanim się wszystko w sferach niezwiązkowych rozsypie. Jest to tym bardziej trudne, że mieszkamy razem, właściwie żyjemy razem na co dzień. Od razu mówię, nie mam nikogo na boku, to jest niezależna decyzja.
Próbuję podjąć decyzję - jak odejść, kiedy kogoś kochasz i on kocha Ciebie? Jak nie wrócić, skasować numer, nie stać się cieniem człowieka? Wiem, że taka rozmowa wywoła kłótnię, błagania i łzy. Myślę, że nie wytrzymam. Jak to zrobić, żeby najmniej go bolało?
Wiem, że powinnam być konsekwentna. Ale mnie to przeraża. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niego, tak z dnia na dzień. Ale z nim dobrej przyszłości też nie.
Nie możemy bez siebie żyć, jednak chcę odejść...